Kłopot ze wspomnieniami polega na tym , że są one nieprawdziwe. Chodzi po prostu o to, że jest ich tak wiele do zapisania. Zapisanie wszystkiego, co zdarzyło mi się przez ostatnich licho wie ile lat, zajęłoby dziesięć albo i więcej razy tyle czasu niż ten, w którym się to działo. Ale przecież nie trzeba zapisywać tego, co było nieprzyjemne, lecz jedynie to, co było miłe.
Wszystkie perły lub słowa, wypowiedziane dawno temu, które tak wiele dla mnie znaczą. Wtedy wydawało mi się, że są prawdziwe, ale właściwie nie wiem, czy są one tak samo prawdziwe teraz. Często powtarzane przez starego Johna powiedzenia, że "Prawdziwa matematyka to nic więcej jak nie uświadomiona sztuka", czy słowa Mamy: "Mózg to organ służący do uczenia się, umysł to ogród wiedzy" — wciąż wydają mi się świeże, choć mój ogród wiedzy ciągle jest w niebezpieczeństwie. Grozi mu, że zarosną go zwyczajne chwasty, i sądzę, że ich usunięcie zajmie mi dużo czasu. Nigdy jednak nie znalazłem lepszego sposobu określenia rzeczy, chyba więc będę się go trzymał.
Była taka piękna, ale dziwna wypowiedź Anny, której nigdy do końca nie zrozumiałem. Po paru latach dość wytężonych studiów matematycznych, pewnej nocy nagle przyparła mnie do muru swą zwykłą mieszanką matematyki i religii.
— Fynn — zaczęła — to śmieszne, prawda?
— Chyba tak — odpowiedziałem — ale co?
— Religia — walnęła mnie jak obuchem w głowę.
— Dlaczego śmieszne? — spytałem.
Kilka następnych walnięć.
— Ona zmniejsza cię w rozmiarach i powiększa w wymiarach.
— Hej, Ciapek, skąd to wzięłaś?
— Zobaczyłam w jednej z twoich książek.